Dzień 61 w roku. A ja dalej nie wiem kiedy to minęło. Tyle zmarnowanych i przespanych dni. Dzisiaj też jest plan na wyjście wieczorem ( tylko na dwa piwa) Mam nadzieję, że mi się to uda Ciężko zebrać się do czegoś pożytecznego chyba że wyspanie się i najedzenie to szczyt moich możliwości. Po prostu umieram. Moja dusza umiera. Jak się wyrwać z tego mam nie mam pojęcia. Gdy mam coś do zrobienia to zawalam. Jak chce poprawić to jest za puzno. Ciągle czuje że jest za puzno. Że wszystko jest bez sensu. Że już jestem za słaba za stara, aby cokolwiek osiągnąć. Wszystko co robię jest bez znaczenia. Bez znaczenia dla ogółu. Bez sensu. Ciężko mi nawet o czym kolwiek normalnie myśleć.